Od momentu, kiedy poinformowałam Was, że stosuję dietę i ćwiczę, stale dostaję pytania o to, czy jestem zadowolona, co jem, jak to wszystko wygląda. W moim poprzednim wpisie - KLIK, napisałam Wam skąd mam swój program i myślę, że odpowiedziałam tam na nurtujące Was pytania, pokazałam też zdjęcia swoich posiłków, więc tu nie będę się powtarzać.
10 tygodni diety minęło już jakiś czas temu. W czasie jej trwania często dzieliłam się z Wami na Instagramie różnymi zdjęciami oraz przemyśleniami, pisałam też jak mi idzie. Jednak w pewnym momencie pod jednym ze zdjęć napisałam, że to wyliczanie kalorii, te zakazy zaczynają mnie po prostu męczyć, dusić... Nie czułam się tak szczęśliwa jak na początku, często byłam zdołowana. Dostałam wtedy ogrom Waszego wsparcia, nikt z Was nie napisał mi, że zaczęłam mówić o diecie, ćwiczyć i raptownie jak mięczak się poddaję, tylko wszystkie mnie zrozumiałyście i uważałyście, że rozsądek w diecie jest najważniejszy. A ja uważałam, że postępuję wtedy rozsądnie, bo patrzę na swoje samopoczucie a nie idę w zaparte za piękną sylwetką, unieszczęśliwiając siebie przy tym.
Powiem Wam, że był czas, kiedy czułam się osłabiona, podejrzewam, że działo się to poprzez raptowne odstawienie cukru, mój tata proponował mi wtedy zjedzenie słodkiego cukierka, bo może poczuję się lepiej, a ja mu kilkukrotnie odmawiałam, chociaż, że nadal czułam się po prostu słabo, wydaje mi się, że moje zachowanie było wtedy trochę dziwne, bo przecież po jednym cukierku nic by mi się nie stało, a może wręcz przeciwnie, ten cukier pomógłby mi. Mówiłam o swoim samopoczuciu mojemu mężowi, przemyślałam sprawę i doszłam do wniosku, że takie ścisłe trzymanie się diety nie jest dla mnie, bo owszem, efekty mnie uszczęśliwiały, ale praca w to wkładana już nie. Z samymi ćwiczeniami nie miałam większych problemów, chociaż, że było trudniej, używałam większych ciężarków, to zawsze wygospodarowałam na nie pół godziny czy 40 minut, zazwyczaj podczas oglądania serialu o 18, ćwiczeń nigdy nie zawalałam, chyba, że na prawdę czułam się źle, bo np. dopadała mnie migrena. Na początku przygotowywanie posiłków, planowanie ich, sprawiało mi dużą przyjemność, robiłam piękne, kolorowe zdjęcia, które z chęcią wstawiałam do sieci. Bywały też takie sytuacje, że aż za bardzo wszystkiego pilnowałam, wyliczałam wszystkie kalorie i wagę produktu, co do grama.. Po pewnym czasie wydawało mi się to złe, nie chciałam popaść w paranoję. Uważam, że owszem, dieta jest jak najbardziej dla mnie, ale nie tak ścisło wyliczona, lepiej czułam się wtedy, kiedy dorzucałam coś od siebie, robiłam trochę inaczej niż było w rozpiskach, wolę mieć większą swobodę.
Po kilku tygodniach na prawdę przemyślałam sprawę i doszłam do wniosku, że nadal będę trzymać dietę, ale już nie tak rygorystycznie, będę starać się wyliczać gramaturę posiłków, ale jeśli przesypię do garnka o 5g makaronu za dużo, to przecież nic się nie stanie. Jeśli zjem nadprogramowego batonika czy dwie kostki czekolady albo fit słodkości, to świat się nie zawali, a ja będę czuć się lepiej, mniej ograniczona i przede wszystkim szczęśliwsza.
Na prawdę bardzo podziwiam osoby, których pracą jest ich sylwetka, którzy są trenerami personalnymi, czy startują w zawodach. Osoby takie mają ogrom wyrzeczeń, muszą być na prawdę silne! Mi momentami było ciężko w takiej zwykłej, prostej diecie, a co mówiąc o sportowcach. Przemyślałam wiele za i przeciw, doszłam do wniosku, że na ten moment ładna sylwetka z widocznymi mięśniami nie jest moim priorytetem, może kiedyś, nie teraz. W tym okresie miałam też trochę swoich prywatnych problemów, przez co nie zawsze we wszystkim mogłam być regularna. Aktualnie czuję się lepiej w swoim ciele, łącznie schudłam niewiele, bo tylko ok. 4 kg, z wymiarów: biust - 2 cm, biceps - 2 cm, talia - 6 cm, pępek - 6 cm, biodra - 5 cm, pupa - 3 cm, udo - 4 cm. Poniżej możecie zobaczyć zdjęcia. Moja figura bardzo zmieniła się też z tyłu, ale nie jestem w stanie pokazać Wam zdjęcia 'przed', bo wyglądałam na prawdę złe, więc te zdjęcia Wam daruję. :)
Wniosek z tego taki - pamiętajcie, że najważniejsze w diecie i treningach jest Wasze samopoczucie, Wasz zdrowy rozsądek. Jeśli macie trzymać się rygorystycznie diety, ale przy tym płakać w poduszkę, to zastanówcie się, czy to aby na pewno jest dla Was? Oczywiście nie mówię tu o tym, aby przy pierwszym potknięciu rzucić wszystko w cholerę, zamówić pizzę, kebaba i wypić całą butelkę coli na raz. Wasze zdrowie psychiczne jest najważniejsze. Owszem, początki są ciężkie, później jest lżej, ale jeśli po czasie czujecie, że to wszystko Was zbyt mocno ogranicza, to może podejdźcie do tematu bardziej na luzie. Zjedzenie ciastka, cukierka czy dodanie raz na jakiś czas cukru do kawy Was nie zabije, a wręcz przeciwnie, może pomóc i to bardzo. Powiem Wam, że ja podczas diety odkryłam moc cukierków! Kupowałam co jakiś czas kilka czekoladowych cukierków na wagę i w razie kryzysu jadłam jednego, jadłam go powoli delektując się i czułam się lepiej, zasłodziłam się, nie musiałam zjeść dużego batona, wystarczył cukierek a samopoczucie miałam lepsze. Przede wszystkim nie rzucajcie od razu wszystkiego, tak jak ja. Od razu odstawiłam cukier, mąkę pszenną, przeszłam na mleko 0,5%, odstawiłam białe pieczywo. Myślę, że najlepiej jest robić wszystko stopniowo, najbardziej ma to znaczenie w kwestii cukru, chociaż ja od razu go odrzuciłam i długo wytrzymałam bez niego.
Czy z tego wszystkiego wyniosłam jakąś lekcję? Tak! Wiem, że potrafię walczyć ze swoimi słabościami, wiem, ile jestem w stanie poświęcić dla poprawy wyglądu. Przede wszystkim wiem, co powinnam jeść i w jakich ilościach. Wiem też jakie treningi przynoszą efekty, jak długo trzymać się diety i ćwiczeń, aby polepszyć swój wygląd. Oczywiście wszystko to, co napisałam, jest tylko i wyłącznie z mojego doświadczenia z pierwszą w życiu dietą. Nie jestem dietetykiem, nie mam wiedzy w tym kierunku, więc mogłam się pomylić. :) Jeśli znów będę chciała poprawić sylwetkę, to na pewno wrócę do rozpisek, na razie będę radzić sobie sama, zerkając na plan i ćwicząc po swojemu.
Powiem Wam, że był czas, kiedy czułam się osłabiona, podejrzewam, że działo się to poprzez raptowne odstawienie cukru, mój tata proponował mi wtedy zjedzenie słodkiego cukierka, bo może poczuję się lepiej, a ja mu kilkukrotnie odmawiałam, chociaż, że nadal czułam się po prostu słabo, wydaje mi się, że moje zachowanie było wtedy trochę dziwne, bo przecież po jednym cukierku nic by mi się nie stało, a może wręcz przeciwnie, ten cukier pomógłby mi. Mówiłam o swoim samopoczuciu mojemu mężowi, przemyślałam sprawę i doszłam do wniosku, że takie ścisłe trzymanie się diety nie jest dla mnie, bo owszem, efekty mnie uszczęśliwiały, ale praca w to wkładana już nie. Z samymi ćwiczeniami nie miałam większych problemów, chociaż, że było trudniej, używałam większych ciężarków, to zawsze wygospodarowałam na nie pół godziny czy 40 minut, zazwyczaj podczas oglądania serialu o 18, ćwiczeń nigdy nie zawalałam, chyba, że na prawdę czułam się źle, bo np. dopadała mnie migrena. Na początku przygotowywanie posiłków, planowanie ich, sprawiało mi dużą przyjemność, robiłam piękne, kolorowe zdjęcia, które z chęcią wstawiałam do sieci. Bywały też takie sytuacje, że aż za bardzo wszystkiego pilnowałam, wyliczałam wszystkie kalorie i wagę produktu, co do grama.. Po pewnym czasie wydawało mi się to złe, nie chciałam popaść w paranoję. Uważam, że owszem, dieta jest jak najbardziej dla mnie, ale nie tak ścisło wyliczona, lepiej czułam się wtedy, kiedy dorzucałam coś od siebie, robiłam trochę inaczej niż było w rozpiskach, wolę mieć większą swobodę.
Po kilku tygodniach na prawdę przemyślałam sprawę i doszłam do wniosku, że nadal będę trzymać dietę, ale już nie tak rygorystycznie, będę starać się wyliczać gramaturę posiłków, ale jeśli przesypię do garnka o 5g makaronu za dużo, to przecież nic się nie stanie. Jeśli zjem nadprogramowego batonika czy dwie kostki czekolady albo fit słodkości, to świat się nie zawali, a ja będę czuć się lepiej, mniej ograniczona i przede wszystkim szczęśliwsza.
Na prawdę bardzo podziwiam osoby, których pracą jest ich sylwetka, którzy są trenerami personalnymi, czy startują w zawodach. Osoby takie mają ogrom wyrzeczeń, muszą być na prawdę silne! Mi momentami było ciężko w takiej zwykłej, prostej diecie, a co mówiąc o sportowcach. Przemyślałam wiele za i przeciw, doszłam do wniosku, że na ten moment ładna sylwetka z widocznymi mięśniami nie jest moim priorytetem, może kiedyś, nie teraz. W tym okresie miałam też trochę swoich prywatnych problemów, przez co nie zawsze we wszystkim mogłam być regularna. Aktualnie czuję się lepiej w swoim ciele, łącznie schudłam niewiele, bo tylko ok. 4 kg, z wymiarów: biust - 2 cm, biceps - 2 cm, talia - 6 cm, pępek - 6 cm, biodra - 5 cm, pupa - 3 cm, udo - 4 cm. Poniżej możecie zobaczyć zdjęcia. Moja figura bardzo zmieniła się też z tyłu, ale nie jestem w stanie pokazać Wam zdjęcia 'przed', bo wyglądałam na prawdę złe, więc te zdjęcia Wam daruję. :)
Wniosek z tego taki - pamiętajcie, że najważniejsze w diecie i treningach jest Wasze samopoczucie, Wasz zdrowy rozsądek. Jeśli macie trzymać się rygorystycznie diety, ale przy tym płakać w poduszkę, to zastanówcie się, czy to aby na pewno jest dla Was? Oczywiście nie mówię tu o tym, aby przy pierwszym potknięciu rzucić wszystko w cholerę, zamówić pizzę, kebaba i wypić całą butelkę coli na raz. Wasze zdrowie psychiczne jest najważniejsze. Owszem, początki są ciężkie, później jest lżej, ale jeśli po czasie czujecie, że to wszystko Was zbyt mocno ogranicza, to może podejdźcie do tematu bardziej na luzie. Zjedzenie ciastka, cukierka czy dodanie raz na jakiś czas cukru do kawy Was nie zabije, a wręcz przeciwnie, może pomóc i to bardzo. Powiem Wam, że ja podczas diety odkryłam moc cukierków! Kupowałam co jakiś czas kilka czekoladowych cukierków na wagę i w razie kryzysu jadłam jednego, jadłam go powoli delektując się i czułam się lepiej, zasłodziłam się, nie musiałam zjeść dużego batona, wystarczył cukierek a samopoczucie miałam lepsze. Przede wszystkim nie rzucajcie od razu wszystkiego, tak jak ja. Od razu odstawiłam cukier, mąkę pszenną, przeszłam na mleko 0,5%, odstawiłam białe pieczywo. Myślę, że najlepiej jest robić wszystko stopniowo, najbardziej ma to znaczenie w kwestii cukru, chociaż ja od razu go odrzuciłam i długo wytrzymałam bez niego.
Czy z tego wszystkiego wyniosłam jakąś lekcję? Tak! Wiem, że potrafię walczyć ze swoimi słabościami, wiem, ile jestem w stanie poświęcić dla poprawy wyglądu. Przede wszystkim wiem, co powinnam jeść i w jakich ilościach. Wiem też jakie treningi przynoszą efekty, jak długo trzymać się diety i ćwiczeń, aby polepszyć swój wygląd. Oczywiście wszystko to, co napisałam, jest tylko i wyłącznie z mojego doświadczenia z pierwszą w życiu dietą. Nie jestem dietetykiem, nie mam wiedzy w tym kierunku, więc mogłam się pomylić. :) Jeśli znów będę chciała poprawić sylwetkę, to na pewno wrócę do rozpisek, na razie będę radzić sobie sama, zerkając na plan i ćwicząc po swojemu.
Chciałyście ten wpis, więc proszę, powstał na Waszą prośbę. Mówiłam, że będzie od serca i myślę, że tak jest. Chcę po prostu być dla Was autentyczna, nie udawać jakiejś fitnesiary, bo nią nie jestem i raczej nie będę. :)
Stale dostaję od Was pytania na temat tej diety, bo same też chcecie skorzystać, także temat chcę już uciąć i nie powtarzać wszystkim tego samego. :)
Jestem ciekawa, jakie jest Wasze podejście do diet. :)
Pozdrawiam,
Ewelina.